Wbrew licznym opiniom Kiyosaki nie ujawnia wielkich finansowych tajemnic.
Niemal na każdym finansowym blogu znajdziecie peany dotyczące tej pozycji. „Bogaty ojciec, biedny ojciec” ma odmienić wasze myślenie, redefiniować pojęcia i nauczyć was tego, jak zarządzać finansami. Michał Szafrański, najpopularniejszy polski bloger zajmujący się ekonomią, poleca ją słowami: „Podstawowa lektura dla wszystkich, którzy myślą o wolności finansowej”.
Do „Bogatego ojca, biednego ojca” podszedłem zatem z wielkim zaciekawieniem, jak również ogromnymi oczekiwaniami. Książka miała być dla mnie swego rodzaju katechizmem pomagającym mi w prowadzeniu domowych finansów. Jeśli słyszeliście wczoraj jakiś huk, którego pochodzenia nie znacie, był to dźwięk pękającego balonika.
Czytając tę książkę czułem, jak ucieka mi cenny czas. Jestem przekonany, że jej treść można zawrzeć w maksimum jednej czwartej zawartości, wycinając pozostałą część, która cuchnie słabym coachingiem. Stąd pomysł, by wypisać wam w dziesięciu punktach najistotniejsze (czyli najczęściej powtarzane) nauki Kiyosakiego.
- Najpierw dawaj, później bierz – nigdy odwrotnie
- Nie zarabiaj pieniędzy, rób pieniądze
- Szkolna i uniwersytecka edukacja nie ma większego sensu
- Inwestuj natomiast w finansową wiedzę
- Praca w korporacji jest dla frajerów
- W ogóle praca nie ma sensu, niech inni pracują na ciebie
- Spryt i odwaga są najważniejsze
- Po co oszczędzać, jak można inwestować?
- Inwestuj jednak tylko w aktywa
- Działaj, działaj, działaj
Poza tymi wskazówkami niewiele więcej można tam znaleźć. Rozumiem, że na zdobywanie pieniędzy nie ma gotowych recept, ale przydałoby się więcej przykładów, wykresów, czegokolwiek, co mogłoby realnie pomóc ogarnąć swoje pieniądze. A Kiyosaki wrzuca kilka truizmów, trochę poględzi o wszystkim i o niczym i tyle. Zdecydowanie więcej na temat finansów domowych można wyciągnąć z blogowych wpisów, choćby wspomnianego Michała Szafrańskiego z jakoszczedzacpieniadze.pl czy – jeśli chcemy poszerzać ogólną wiedzę o ekonomii – lektury mises.pl, podcastów Peikoffa czy czytaniu Roberta Gwiazdowskiego oraz Cezarego Kaźmierczaka.
W każdym razie „Bogatego ojca…” nie musicie już czytać.
Zaoszczędziłem wam kilka wieczorów.